Piotr Jakucki Piotr Jakucki
498
BLOG

Powrót Gomułki

Piotr Jakucki Piotr Jakucki Polityka Obserwuj notkę 4

„Nie oddam Polski bez walki” – deklarował w czerwcu z okładki „Polityki” premier Donald Tusk. Na razie nie chce oddać Warszawy, o którą walczy wezwaniami do bojkotu referendum wobec prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, które odbędzie się 13 października.
 
W ślad za swoim pryncypałem idzie sama prezydent, która nawołuje: „Kto uważa, że Warszawa pod moimi rządami zmienia się na lepsze, ten w dzień referendum zostanie w domu, a swojego wyboru dokona podczas właściwych wyborów w 2014 roku.” Faktycznie, jeśli ktoś uważa, że zmieniła się na lepsze, to jest: zmalały ceny biletów, zlikwidowano parkometry, zmniejszono obciążenia podatkowe, włącznie z podatkiem od nieruchomości, inwestycje kończone są terminowo i nie ma takich skandali jak zalany tunel Wisłostrady czy realizacja ustawy śmieciowej, to spokojnie może w domu w październiku popijać kawę przed telewizorem. Bo jest fajnie, że ho, ho…
 
W PRL Władysław Gomułka w 1965 roku w wyborach do rad narodowych, przeprowadzanych równolegle z wyborami do Sejmu, nakłaniał do „głosowania bez skreśleń”, ponieważ „skreślenie mogłoby nosić (…) charakter polityczny.” Inaczej mówiąc – ci, którzy chcieli skreślać, korzystając z tajności głosowania, zostali napiętnowani jako przeciwnicy „państwa ludowego”. Niby zmieniliśmy system, a tu proszę – Tusk mówi Gomułką, a Platforma stosuje jego chwyty propagandowe. Od prominentnych działaczy PO też słyszy się o politycznym charakterze referendum, co oznacza, że ci którzy pójdą i zagłosują przeciw obecnym władzom w Ratuszu, zostaną napiętnowani jako przeciwnicy „państwa Tuskowego”. A więc jako elementy antysystemowe. Bo przecież, parafrazując słynne powiedzenie Ludwika XIV, „państwo to Tusk”, a „Warszawa to Gronkiewicz-Waltz” i tylko ona może po ewentualnej przegranej w referendum zapobiec „zastopowaniu funkcjonowania miasta”. Dlatego, jakby co, to zostanie przez premiera mianowana komisarzem miasta. Ten polityczny „gest Kozakiewicza” wykonany przez premiera wobec ludzi chcących mieć wpływ na miasto w którym żyją, potwierdza że na referendum należy iść. Wybory to podstawa demokracji i tego faktu nie zmienią Tuskowe zaklęcia o pozostanie w domu. 16 lipca mówił przecież: „Liczę na to, że warszawiacy w swojej przewadze wyrażą wotum zaufania dla Hanny Gronkiewicz-Waltz, odmawiając udziału w referendum”. W jego ślady poszli i prezydent Komorowski, gwiazdy mainstreamu, salonowi artyści…
 
I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno – pominąwszy wspólną z Lechem Wałęsą propozycję budowania obywatelskiego frontu nieposłuszeństwa przeciwko prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i rządowi PiS – szef rządu mówił coś zupełnie przeciwnego. Na finiszu kampanii parlamentarnej w 2011 roku Platforma wypuściła spot propagandowy ostrzegający przed wygraną PiS. „Oni pójdą na wybory. A ty?” alarmowała, pokazując na ekranie tłum obrońców krzyża oraz ludzi domagających się wyjaśnienia wypadków z 10 kwietnia 2010 roku sprzed Pałacu Prezydenckiego oraz kibiców dewastujących stadion. „Bardzo byśmy chcieli, żeby ludzie, którzy mają w sobie poczucie spokoju, ładu, bezpieczeństwa i nie są zmotywowani do pójścia na wybory, żeby uświadomili sobie, że niektórzy pójdą na sto procent” – mówił wtedy Tusk.
 
Ale wtedy była inna „prawda etapu”. Frekwencja wyborcza grała na korzyść Platformy. Dziś jest zaś odwrotnie, a ponadto sama Platforma jest chyba na jakimś zakręcie politycznym, podobnie jak to było kilka lat temu z SLD, gdy na światło dzienne zaczęły wychodzić mniejsze i większe afery z udziałem jej polityków. Mieliśmy niedawno przegrane wybory prezydenckie w Elblągu z kandydatem PiS. Teraz jest sprawa Gowina, wystąpienie z klubu PO posła Godsona i zagrożone utrzymanie większości parlamentarnej. No i dochodzą do tego tarcia wewnętrzne, tak jak w Łodzi, w której PO straciła większość w Radzie Miasta po tym jak pokłóciły się w niej frakcje Krzysztofa Kwiatkowskiego i Cezarego Grabarczyka.
 
Niektórzy z polityków opozycji nagle się dziwią, że Platforma łamie standardy demokracji, straciła poczucie przyzwoitości i nie liczy się ze zdaniem ludzi. A czy kiedykolwiek się z nim liczyła? To samo zresztą można powiedzieć o szeroko pojętym establishmencie politycznym, dla którego deklaracje wyborcze są ważne do momentu zamknięcia urn a dla „krewnych i znajomych królika” czekają później synekury. Z podwórka obecnej pani prezydent mamy np. sprawę byłej dyrektor mazowieckiego oddziału NFZ, Barbary Misińskiej. Zdymisjonowaną w ubiegłym roku po cichutku przygarnęła pod swe skrzydła Hanna Gronkiewicz-Waltz i uczyniła ją prezesem Stołecznego Centrum Leczniczo-Opiekuńczego, nowo powołanej miejskiej spółki leczniczej z pensją 15 tys. miesięcznie. Czy PO jest tu wyjątkiem?
 
To temat na szerszą dyskusję, ale nie ulega wątpliwości, że obecny proporcjonalny system wyborczy jest chory, cementuje scenę polityczną, skutecznie blokując jej przebudowę. System większościowy, a być może i jednomandatowe okręgi wyborcze mogłyby być tutaj jakimś rozwiązaniem, ale konia z rzędem temu kto wskaże partię – z tych dominujących w życiu politycznym – rzeczywiście zainteresowaną tak głęboką przebudową sceny politycznej. A standardy obowiązujące w Szwajcarii, w której wszystkie najważniejsze decyzje podejmowane są w referendach są dla nas nieosiągalne, o czym m.in. świadczy inicjatywa legislacyjna prezydenta Komorowskiego utrudniająca przeprowadzenie referendum, którego celem jest wymiana władz lokalnych.
 
tekst opublikowany na portalu stefczyk.info

Zapraszam na moją stronę autorską jakuccy.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka